Rozmawiamy dziś z Sandrą Murzicz – pomysłodawczynią projektu „Opolskie Dziouchy” i właścicielką firmy, która sprzedaje produkty inspirowane tradycyjnymi wzorami Opolszczyzny. Absolwentka dwóch kierunków na Uniwersytecie Opolskim, a aktualnie nasza doktorantka, opowie o tym, jak wygląda łączenie tradycji i nowoczesności w biznesie.

Wydawałoby się, że tradycyjne wyroby ludowe to tylko oklepane starocie… a jednak nie! Opolskie Dziouchy udowadniają, że wyroby tradycyjne mogą być nowoczesne i estetyczne! Jak powstał ten pomysł?

To fakt. Wzoru ludowe kojarzą się nam głównie z czasami PRL. Należę jeszcze do tego pokolenia, które pamięta smutne sklepy Cepelii (nieistniejąca już Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego) z plastikowymi lalkami w przykurzonych strojach ludowych. Oby te czasy zginęły w mrokach niepamięci! Często podróżując i poznając egzotyczne kultury, jesteśmy zachwyceni nowymi smakami, wzorami czy strojami. A tak naprawdę ta cała egzotyka jest u nas za progiem. Mamy jako naród jeszcze kompleks wsi, zupełnie niesłusznie! Opolski folklor jest tak bogaty i wspaniały, że wystarczy go tylko pokazać w nowoczesnej formie a ludzie zaczną go doceniać.

Tak było w naszym przypadku. Brakowało nam ładnych pamiątek z opolskiego, które nie byłyby obciachem a produktem użytecznym i przede wszystkim ładnym. Czymś, co same chciałybyśmy mieć i podarować jako gadżet z regionu. Tak powstały pierwsze projekty, czyli bawełniane torby z napisem Enjoy Opolskie, koszulki czy notesy z wzorem opolskim. Wszystko jest zaprojektowane przez dziewczyny z woj. opolskiego i wyprodukowane w regionie. Nie ma mowy o chińszczyźnie i plastiku. Nasze wyroby także staramy się pakować zgodnie z ideą zero waste, jeszcze zanim stało się to modne. To cieszy także, że porcelana we wzór opolski, dotąd znana nam z kredensu cioci czy babci, jest dzisiaj naszym towarem eksportowym. Młodzi ludzie chętnie kupują filiżanki czy kubki z tym wzorem jako prezent czy pamiątkę z regionu. Każde nasze małe dzieło traktujemy jak dziecko, które wędruje w świat i sprawia obdarowanemu radość.

Kim są Opolskie Dziouchy, z którymi Pani współpracuje?

To w przeważającej większości kobiety, twórczynie ludowe, graficzki, rzemieślniczki i artystki z naszego województwa. Dziewczyny malują porcelanę, prowadzą warsztaty i spotkania, malują na drewnie, tworzą projekty książek i ilustracje. Staramy się, aby ciągle zarażać pasją kolejne dziouchy, które do nas dołączają. W ten sposób nasze szeregi zasiliły ostatnio – etnografka, twórczyni murali i tatuaży oraz twórczyni muzyki ludowej. W kobietach siła, jak widać potrafimy wszystko. Choć czasem mamy problem, aby w to uwierzyć i wyjść z twórczością w świat. Często spotykam się z podejściem tzw. twórczości do szuflady. Kobiety tworzą piękne rzeczy, ale chowają je przed światem, ewentualnie rozdają rodzinie i znajomym. Uważają przy tym, że ich twórczość jest niewiele warta. To częste, niestety. Dlatego tak ważne jest dla nas wzajemne wspieranie się, nie tylko babska solidarność, ale także zwykłe spotkania i ploteczki przy kawie.

Opolskie Dziouchy to firma z misją – nie tylko zarabia pieniądze, ale także promuje kulturę Opolszczyzny i naszych lokalnych twórców. Ponadto angażujecie się w różnego rodzaju akcje charytatywne. Zapytam przewrotnie: czy stawianie na misję przeszkadza, czy pomaga w prowadzeniu biznesu?

To trudne pytanie w naszym przypadku, bo tak naprawdę biznes i zarabianie ogromnych pieniędzy nie jest naszym celem samym w sobie. Rękodzieło to specyficzna branża i trudno tu mówić o kokosach i wakacjach na Zanzibarze. Większość z nas pracuje na etacie i dzięki temu mamy pewną swobodę działań i stać nas na „nieodwalanie chałtury”. Skupiamy się na tym, żeby nasze przedmioty były piękne i wypracowane, a to wymaga czasu i niestety nie jest tanie. Natomiast edukacja i angażowanie się w różne inicjatywy to dla nas naturalna potrzeba, podobnie jak tworzenie: malowanie czy robienie zdjęć. Bo co z tego, że będziemy tworzyć rękodzieło na najwyższym poziomie, jeśli nikt nie będzie wiedział z czym jest ono związane. Jakie bogactwo tradycji i kultury ze sobą niesie… Także zdecydowanie pomaga, a energia, która wysyłamy w świat wracam do nas dwukrotnie.

Pracujecie przede wszystkim po godzinach. Co okazało się największym wyzwaniem w prowadzeniu tego rodzaju firmy?

Zgadza się, od kilku lat to praca na dwóch etatach, a nawet trzech czy czterech. Pogodzenie pracy na etacie, prowadzenie firmy, fundacji i jeszcze rodziny to nie jest najprostsza sprawa. Ale w końcu nikt nas do tego nie zmuszał. Chociaż czasem są trudne momenty, to praca przy projekcie daje nam ogromną radość i satysfakcję. Wystarczy dobra organizacja czasu. Niektórzy dziwią się nawet, że co do minuty, ale tak to wygląda.

Największym wyzwaniem jest ta praca, której nie widać na zdjęciach czy podczas odbierania nagród. To mozolne wypełnianie dokumentów, pisania wniosków, przygotowywania faktur do rozliczeń, pakowania paczek po nocach i odpowiadania na maile w dziwnych godzinach. Cała reszta to już czysta frajda! Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że prowadzenie własnej firmy to nie spacerek po parku. To spora odpowiedzialność, która spoczywa głównie na szefie czy szefowej. W trakcie tych sześciu lat prowadzenia firmy najdłuższe „wakacje” trwały cztery dni. Można zapomnieć także o wolnych weekendach, w święta też zwykle pracujemy. Jeśli naprawdę nie kocha się tego, co się robi to lepiej odpuścić już na starcie.

Oprócz sprzedaży produktów, prowadzicie także warsztaty (choć chwilowo zostały zawieszone ze względu na aktualną sytuację). Czy można powiedzieć, że odradza się zainteresowanie dzieci i dorosłych tradycją Opolszczyzny? Jak to widzicie?

Dzieci i młodzież to bardzo wdzięczny „materiał” do pracy. Czasem trudno je okiełznać, ale są żywo zainteresowane wszystkim, co je otacza. Wystarczy czasem zasiać ziarenko i patrzeć, co z niego wyrośnie. A to dla nas szalenie ważne – młodsze już nie będziemy! Dlatego tak bardzo zależy nam na tym, aby przekazać wiedzę kolejnym pokoleniom. Żeby wzór opolski czy kroszonka to nie była chwilowa moda. Ale żeby kolejne osoby umiały je tworzyć i uczyć następców. Kiedyś był z tym ogromny problem. Jeśli ktoś nie miał farta i nie urodził się w rodzinie z takimi tradycjami to trochę miał pod górkę. Nie było zajęć czy warsztatów, na których mógł się tego nauczyć.

My nie zamykamy tej wiedzy dla siebie. Wszelkie patenty, zawłaszczanie tradycji i robienie na nich interesu ma krótkie nogi. Tworzenie rękodzieła to lata doświadczeń i praktyki. Nasze dziouchy są już uznanymi mistrzyniami na wielu konkursach. Nie mamy obaw, że ktoś nas wygryzie, bo zanim dojdzie do takiego poziomu miną lata. A my wręcz zachęcamy do tego, żeby jak najwięcej osób próbowało tej trudnej sztuki. Im nas więcej, tym większa pewność, że to, co tworzymy przetrwa następne pokolenia.

Jaką radę dałaby Pani komuś, kto zastanawia się nad założeniem własnej firmy?

O tym, to mogłybyśmy rozmawiać godzinami! Szczególnie na przykładach, czego nie robić i jakich błędów unikać. Napisano o tym wiele książek i publikacji, więc nie będę specjalnie odkrywcza. Firma to przede wszystkim ludzie, którzy ją tworzą. Trzeba to zrozumieć, że wspólnie pracujemy na sukces, a szef powinien być liderem i znać się na każdym etapie czy to produkcji czy realizacji usług. Dlatego najlepiej już dziś, będąc studentem, zacząć zgłębiać temat, o którym myślimy w kontekście założenia własnej działalności. A możliwości dziś są spore – staże, praktyki, wyjazdy zagraniczne czy udział w warsztatach czy seminariach. Nie może być tak, że szef wyżywa się na pracowniku, bo ten pierwszego dnia nie umie obsłużyć np. faksu. A wyżywa się tylko dlatego, że sam tego nie umie.

Kolejna ważna sprawa na początku to zakasanie rękawów. Kiedy człowiek zaczyna nie stać go na wiele rzeczy, jak profesjonalna sesja fotograficzna czy prowadzenie strony internetowej czy mediów społecznościowych. Trzeba to wszystko próbować „ogarnąć” i nauczyć się wielu rzeczy, po to, żeby móc podejmować dobre decyzje.

Ostatnia rzecz, która dla nas jest szalenie ważna to wyciąganie wniosków z błędów czy trudnych sytuacji. Za każdym razem, kiedy coś pójdzie nie po naszej myśli, to siadamy i analizujemy jak do tego doszło i co zrobić, żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości. To bardzo pomogło nam w prowadzeniu firmy, jak i we własnym rozwoju. Dzisiaj już nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, są tylko kolejne wyzwania i projekty do zrealizowania.